Asia & Adrian – plener w Chorwacji

Pomysł na plener ślubny w Chorwacji padł już podczas naszego pierwszego spotkania z Asią i Adrianem. Choć było to ich wielkim marzeniem, nie wiem kto bardziej czekał na tę sesję. Podczas ich wesela (reportaż z tego dnia można zobaczyć tutaj), poznaliśmy się trochę lepiej i byłem już pewien, że prawdziwych uczuć na sesji nie zabraknie… Podobno najlepsze przygody zaczynają się od słów stewardesy “witamy na pokładzie naszych linii lotniczych”. Po kilkunastu drzemkach w miejscach wszelakich (lotnisko, samolot, autobus, dworzec i dla odmiany katamaran) dotarłem do miejscowości Hvar na chorwackiej wyspie o takiej samej nazwie. Przywitało mnie słońce, błękitna woda i z wymalowaną radością na twarzy Asia i Adrian. Naszą sesję zaczęliśmy od aklimatyzacji, a nic tak dobrze nie wprowadza w nastrój jak mecz Chorwacja – Dania, w towarzystwie samych Chorwatów, z chorwackim piwem w dłoni. Doping sobowtóra kapitana Modrić’a pomógł, Chorwacja zwyciężyła! Start sesji właściwej zaplanowaliśmy na wschód słońca dnia kolejnego. Około szóstej zapukali do mnie kolędnicy i wyruszyliśmy na podbój pól lawendowych. Hvar słynie z upraw tej roślinki, a w przydrożnych sklepikach można kupić wszystko co może być lawendowe. Co za zapach! Całe szczęście wąchanie tego zielska jest całkowicie legalne, w przeciwnym razie spędzilibyśmy na wyspie znacznie dłużej niż zamierzaliśmy. Do tego kilka zdjęć z widokiem na naszą mieścinkę i słońce wzniosło się na tyle wysoko, że pozostało nam jedynie leżenie na plaży. Moje amatorskie opalanie skończyło się spalonymi stopami i skończoną książką Na waleta bez bileta, którą mocno polecam. Popołudnie natomiast poświęciliśmy urzekającym uliczkom Hvaru i jego okolicy. Wszędobylski klimacik. Kolejny poranek spędziliśmy na poszukiwaniu plaży idealnej. Nasz wybór doceniła nawet ekipa filmowa, która dokonała tego samego wyboru. Ostatnie zdjęcia zrobiliśmy w miejscowości Stari Grad, u chorwackiego pisarza na podwórku. Przyszła pora na zdjęcie garnituru. Nastał czas siesty, więc w ruch poszła wodna taksówka i już grzaliśmy się na jednej z wysepek Pakleni. Dwoma słowami, piekielne cudeńko! Po błogim lenistwie kolacja wieńcząca wspólnie spędzony czas, przy akompaniamencie meczu oczywiście. Zwycięstwo Anglików uczciliśmy chorwacką Rakiją, niech żyją trzej muszkieterowie! Cóż mogę powiedzieć… Asia i Adrian sprawili mi niezwykłą przyjemność włączając mnie do spełnienia ich marzenia o sesji w Chorwacji. Do tego pełne zezwolenie na bezkarne podglądanie tych zakochańców przez moje szkiełka. To tak prawdziwi i pełni uczuć ludzie, że zdjęcia robiły się prawie same. Świetny czas, wspaniali ludzie, i najlepsze podsumowanie od Pani Młodej: ” Takich dwóch jak nas trzech to nie ma ani jednego.”. Kończąc, choć ciężko opisać w słowach naszą całą przygodę, chciałbym bardzo podziękować Asi i Adrianowi za ten wyjątkowy czas, gościnność i te wszystkie zdjęcia, które możecie zobaczyć poniżej. Zapraszam(y) do oglądania!