Marta & Arek – reportaż

To był wielki dzień, nie ma co. Jak to podsumowała Pani Młoda, cytuję, “ja miałam imprezę życia, którą skończyłam po 7”. Po dwóch latach przygotowań, siedmiu miesiącach wybierania sukni, dwóch miesiącach spędzonych nad zaproszeniami, po snach wszelakich (tych o fotografach i fryzjerach także), przyszła TA sobota. Choć to nie ja powinienem podsumowywać całokształt przygotowań, wiem, że łatwo nie było. Oczywiście okres największego młynu przypadł klasycznie na kilka dni przed. Jednak nawet to nie złamało naszych tytułowych bohaterów, bynajmniej ja tego nie zauważyłem. Marta starała się mnie o wszystkim poinformować i przed wszystkim uprzedzić, ale najważniejszy komunikat był mniej więcej taki, “Maciek, to będzie genialny dzień!”. Jak powiedziała, tak zrobiła. Podglądanie zza aparatu zacząłem od makijażu w Just Blush. Telefon, kawa, Pani Młoda ciągle w organizacyjnym ferworze. Kiedy poziom piękna osiągnął już szczyt, przyszedł czas na Pana Młodego. Arek niczym ostoja spokoju, na pełnym czilku. Kilka zdjęć później plan zdjęciowy przeniósł się do domu rodzinnego Marty. Wiatraki na pełnej mocy, godzina zero coraz bliżej, robiło się naprawdę gorąco! Pani Młodej uśmiech i dobry humor nie opuszczał ani na chwilę, to był zdecydowanie jej dzień. Gości przybywało, druhenki zaczęły biegać, zza okna słychać już było dźwięk klaksonu. Po prawniczych wykupinach, “pierwsze zobaczenie” i ogromne szczęście na buźkach tytułowych bohaterów. Jak cudnie być świadkiem tych wszystkich emocji! Po błogosławieństwie udaliśmy się do zamojskiej Katedry. Mszę ozdobił zespół pieśni i tańca z Hrubieszowa, przez co uśmiech Marty obecny był jeszcze bardziej niż wcześniej, tyle szczęścia! Po sakramentalnym “tak” oraz setkach buziaków podczas życzeń udaliśmy się do Hotelu Artis. Czas nabrał jeszcze większego tempa, a najlepsza zabawa dopiero przed nami. Pokaz tańca zespołu ludowego, pierwszy taniec Młodej Pary, szaleństwa na parkiecie, czułe podziękowania dla rodziców, jeszcze więcej tańców… No i oczywiście oczepiny, które wyzwoliły w niektórych zawodowych tancerzy (wciąż zastanawiam się jak rusza się dżdżownica…). Wspaniali ludzie, niesamowity wieczór, a nawet poranek, skoro zabawa skończyła się o 7:00. Poniżej cały ten wyjątkowy dzień zmieszony na dwustu fotografiach. Miłego odbioru!