Ale historia! Słyszeliście o tym, żeby tort weselny był tak niezasłodki, że do jego krojenia był potrzebny lekarz? Tak było, nie zmyślam. Dzisiaj dosłownie wycinek tego, co zmontowali Malwina, wirtuoz słodkości, oraz Igor, przyszły doktor House. Od początku – słoneczny czwartek, najpiękniejsze miasto lubelszczyzny, hotelowy pokój. Igor do pomocy zaprosił całą swoją świtę, która na pytania o wieczór kawalerski dość wymownie milczała. Zrobiliśmy przyszłego Pana Młodego na bóstwo, zjedliśmy weselną pizzę (zachowując oczywiście zapasową hawajską na noc poślubną) i przyszedł czas na Panią Młodą. Malwina z wejścia uraczyła romantyczną historią zapoznania, którą streszczę jak umiem: na dziewczeńskie zaloty Igor powiedział stanowcze “NIE”, na co Malwina odpowiedziała “Napewno pożałujesz… :*”. Jedenaście lat później sami widzicie co się stało. Przygotowania poszły nad wyraz sprawnie, mimo pewnych sygnałów, obyło się bez ofiar. Ślub to czysta formalność, podwójne tak, hollywoodzkie uśmiechy i wybuchowe wyjście. Została ostatnia rzecz do zrobienia – świętowanie. Wszyscy wiedzieli co mają robić i gdyby tego dnia odbywały się zawody w celebrację, Polska miałaby kolejne złoto. W sumie to ma, bo takie pary jak Malwina i Igor to złoto. Teraz mam trochę złota dla Was, rozgośćcie się.
dekoracje: inlove
sala: artis
cukier: zamojskie atelier tortowe
video: black studio