To nie była nasza pierwsza wspólna impreza. Na studniówkach dzieją się przeróżne cuda, jedni znajdują tam swoje przyszłe żony, inni na przykład fotografa na własne wesele, którego jeszcze nie planują. Po kilku latach od rzeczonego balu, z Agatą i Mateuszem spotkaliśmy się znowu, znowu na Wschodzie. Tym razem świętowaliśmy bardziej początek niż koniec, chociaż zależy jak kto patrzy. Skoro przy patrzeniu jesteśmy… W pracy fotografa jest kilka przyjemności, nie zaprzeczę, słodki stół, wszędobylskie uśmiechy, coraz częściej dobra muzyka, ale i możliwość patrzenia właśnie. Za każdym razem doceniam, że mogę się temu wszystkiemu przyglądać, że jestem zapraszany tam, gdzie większość gości nie ma wstępu, że widzę może nie wszystko, ale na pewno zdecydowanie więcej. U Agaty i Mateusza było, tak jakby, “więcej” do patrzenia, za co im bardzo dziękuję. Postarali się o detale, o mikro drobnostki, o cebule dla połowy rodziny by płakała wtedy kiedy trzeba, pamiętali o uśmiechu, który nie schodził przez cały dzień, o okazywaniu sobie uczuć, trzymaniu się za ręce, a nawet o cyklicznym uzupełnianiu płynów na weselu. Ależ przyjemnie się na to wszystko patrzyło! Nie przedłużając, sami zobaczcie co ja widziałem, zapraszam na reportaż Agaty i Mateusza!