Tu wszystko było skrzętnie zaplanowane! Bieszczady, zaręczyny, sylwester, wesele, plener, Maciejewka, nawet fotograf Maciej. Wojtek jest urodzonym strategiem (po wizycie w Zahoczewiu, chyba nawet przyszłym modelem), ale wiadomo, że i tak wszystkim rządzi Ola. Wyjazd w Bieszczady można podciągnąć pod ich weselne poprawiny. Dzień następny po kolejnym. Wszystko układa się w niesamowitą całość, a sesja jest chyba wisienką na torcie całej tej historii. W każdym razie, wspomniana na początku Maciejewka i jej okolice, dla Oli i Wojtka to miejsce szczególne. Nie tylko przez jej naturalne walory, niesamowitych gospodarzy i nieziemską kuchnię, ale właśnie przez historię jaką zostawili w tym miejscu. Zatem wybór miejsca na sesję plenerową był prosty – Bieszczady. Z samego (no prawie) rana wyruszyliśmy w poszukiwania śniegu oraz prawdziwej zimy. Na szczęście z każdym kilometrem drogi białej aury przybywało, a marzenia o zimowej sesji przeszły w etap realizacji. Po całym dniu robienia aniołków, chodzenia w śniegu po kolana i dobrej zabawy na tylnej kanapie mojego autka wróciliśmy do naszej chatki. Wieczorem przyszedł czas na cieplejsze zdjęcia i nutkę wspomnień tego co działo się rok wcześniej. Kominek, sweterkowe kubki (z piwem w środku) i chillkowa muzyka, czy może być lepiej? Sesję skończyliśmy zaplątani w światełka, a tak naprawdę dwoma partyjkami w Taboo. Co mogę powiedzieć… Było świetnie! Zostałem wciągnięty w klub fanów Maciejewki, lepiej poznałem ciskową Watahę, no i udało się zrobić prawdziwy zimowy plener. Zapraszam do oglądania!